...... |
|
|
Widok z lotu ptaka na zamek Książ.
|
Do Zamku Książ, a raczej do Sudeckiego Stada Ogierów,
przyjechałem na początku lipca 1972 roku. Miała to być jedna
z typowych wakacyjnych wypraw i nie planowałem zostać tam dłużej
niż dwa miesiące. Szybko jednak, kalendarz stał się dla mnie
czymś całkowicie bezużytecznym, gdyż błyskawicznie wskoczyłem w
galopujący swoim własnym rytmem stan koniarskiego szczęścia
- rano były jazdy, po południu odsypialiśmy wszyscy poprzednią
noc, a wieczorem przy ognisku popijaliśmy grzańcem pieczoną
na patykach kiełbasę i śpiewaliśmy przy gitarze "Rudy
gość na trąbie grał pieśń stepową..."
|
Masztalerzami byli w tamtych czasach starzy ułani, była
to więc bardzo twarda ale dobra szkoła jazdy. Jazda na ogierach
nie należy do łatwych więc upadki z konia bywały dość częste i
bolesne, ludzie którym nie starczało do tego serca byli po
prostu ze Stada wyganiani aby sobie i innym nie zrobili
krzywdy. Szczególnie wysoki poziom adrenaliny dostarczała
jazda na ujeżdżalni z tyłu Stada. Teren ten otaczały oddalone od
siebie o około dwa metry wysokie żywopłoty i od czasu do czasu
trafiała się okazja aby tamtędy pogalopować - upadki na otwartej
przestrzeni nie są zasadniczo zbyt niebezpieczne gdyż konie ominą lub
przeskoczą leżącego. Tam jednak mogło zabraknąć na to miejsca i
ewentualny upadek groził tym, że galopujący z tyłu koń nadepnie
nieszczęśnika. Prowadzący jazdę masztalerz wybierał więc zawsze starannie
tych którzy dostąpić mogli tego zaszczytu.
|
Jacek Pilchowski na Hajduku. |
Ludzie przychodzili i odchodzili, przez Stado przetaczały się bowiem
dwutygodniowe turnusy organizowanych przez wrocławski Akademicki Klub
Jeździecki wakacji w siodle. Niektórzy zostawali na dłużej i dołączali
do grupy takich jak ja "waletów". Przyjeżdżały też grupy studenckie z
Francji, Holandii i Niemiec Zachodnich. W przeważającej większości
były to dziewczyny - mogliśmy więc również zbierać owoce dokonanej
już na Zachodzie rewolucji seksualnej.
W Książu powstawało właśnie przedsiębiorstwo którego zadaniem była
konserwacja oraz zagospodarowanie Zamku. W wolnych chwilach lubiłem włóczyć
się po Zamku i tam właśnie poznałem Igora Elsnera który - jak twierdził -
pochodził z tych "chopinowskich" Elsnerów. Igor, prawosławny Żyd z
południowo-wschodnich rubieży Rzeczypospolitej wielu narodów, pracował
przy konserwacji marmurów w Sali Maksymiliana. Przesiadywałem z nim na
rusztowaniu słuchając jak śpiewa cerkiewne pieśni, recytuje Mickiewicza
i Puszkina lub opowiada o swoim ciekawym niewątpliwie życiu. Poskarżyłem
się kiedyś na ciężki los człowieka któremu kończy się forsa i który już
niedługo będzie musiał spakować plecak i wracać do matczynych pieleszy.
"Pracuj ze mną, będziesz miał hotel robotniczy za darmo i zniżkę na
stołówce." odpowiedział Igor.
Był to dla mnie oczywisty ratunek i nie zastanawiałem się ani chwili.
Poszliśmy natychmiast do biura i chyba już po dwóch dniach zostałem
pracownikiem Zamku Książ. Pracę rozpocząłem w środę i w tej sytuacji
pierwszą wypłatę powinienem dostać dopiero w następny piątek. Kupiłem więc
za ostatnie grosze czekoladę i poszedłem poprosić aby zapłacono mi za te
przepracowane trzy dni. Naszą Panią Kierowniczką była ładna i zgrabna
blondyneczka Wiesia. Te kilka piegów, które wyraźnie ją martwiły,
dodawały jej tylko w moich oczach uroku. Pomyślałem sobie co prawda,
że warto byłoby zaproponować kawę u Misztalowej- w budynku biblioteki
mieściła się mała kawiarenka - ale tak jakoś niezręcznie było próbować
umawiać się z szefem na randkę więc tylko grzecznie podziękowałem:
"Niech Ci Bozia w dzieciach wynagrodzi.". - Nie przewidziałem,
że będę miał jednak osobisty udział w realizacji tej "przepowiedni".
|
Życie toczyło się więc dalej bez większych zmian. Rano biegłem na jazdę
i pracę zaczynałem dopiero koło dziesiątej. Musiałem więc zostawać trochę
dłużej i prosto po pracy szedłem do Stada na ognisko. Nie trwało to już
zresztą długo, szybko nadszedł wrzesień i studenci wrócili na uczelnie.
W Książu pozostali tylko pracownicy Stada i Zamku. Zrobiło się trochę pusto,
ale koni było więcej niż chętnych do jazdy więc można było jeździć kiedy
się chciało i ile się chciało. Mogliśmy też wypuszczać się na dłuższe jazdy
po okolicznych lasach i polach, co ze względu na bezpieczeństwo nowicjuszy
było w trakcie wakacji zabronione. W tym też czasie poznałem Lecha Senderka.
Rozmawiałem właśnie z portierem gdy podszedł do nas sympatycznie wyglądający
chłopak:
"Nazywam się Senderek. Jestem nowym pracownikiem Zamku i będę pracował
przy konserwacji mebli. Kazano mi znaleźć sobie pokój."
Mieszkałem wtedy sam w dużym pokoju z trzema łóżkami - zaproponowałem więc
aby wprowadził się do mnie. Zgodził się na to chętnie i tak już zostało do
końca. Senderek (Wszyscy mówiliśmy o nim prawie zawsze "po nazwisku".)
nigdy przedtem nie jeździł konno, ale wrodzona kocia zwinność oraz wyraźny
niedorozwój instynktu samozachowawczego pozwoliły mu sztukę tą opanować
w zadziwiająco szybkim czasie.
|
Jacek Pilchowski na Baszcie przy kominku.
|
Praca z Igorem pełna była różnego rodzaju atrakcji. Paliliśmy cały czas
w kominku i ciągle przychodzili do nas różni ludzie aby porozmawiać i upiec
kiełbasę. Oczywiście butelka CCK (Cysta Cerwona Kapslowana) stała sobie
zawsze dyskretnie w pobliżu. Wieczorami prze-siadywaliśmy w kawiarence
Misztalowej której smażona wątróbka z cebulką stała się szybko jedną z
"legend" Zamku. Odwiedzaliśmy też często Basztę Prochową, która była
wtedy oficjalną rezydencją przewodnika po Zamku Jurka Borudzkiego.
Chyba było jednak trochę widać, że mamy się z Wieśką "ku sobie", bo Igor
lubił wymyślać na nasz temat różne śmieszne przycinki.
Gdy wyskoczył mi kiedyś pryszcz to Igor skomentował to w następujący sposób:
"No i widzisz Wiesiu co się dzieje ?
- Puść się z nim wreszcie to mu to zniknie."
|
|
|
...... |